Toksyczne odpady z NITRO-CHEM są przechowywane m. in. w Prażmowie.
Na stronie internetowej programy TVN24 https://tvn24.pl/go/programy,7/tylko-w-tvn24-go-odcinki,283316/odcinek-3182,S00E3182,1114745 opublikowany jest reportaż TVN24 z dnia 17 lipca 2023 r. pt. „Wody czerwone. Kto zapłaci za odpady z fabryki trotylu?”. Czerwona woda jest to roztwór po przemyciu, który zawiera głównie sole sodowe kwasów nitrotoluenosulfonowych, a także nieorganiczne sole: siarczyny, siarczany i azotyny sodu oraz inne aromatyczne związki organiczne. Czerwona woda jest nader toksyczna i zabronione jest jej usuwanie do środowiska. Woda może również mieć czerwony lub różowy odcień, jeśli jest zanieczyszczona skałami osadowymi bogatymi w minerały, które są wymywane ze zboczy podczas deszczu.Pod reportażem możemy przeczytać:
Pieniądze na tę chwilę są większe niż w narkotykach - mówi oficer policji z Częstochowy, który pracuje w zespole śledczym ścigającym odpadowych przestępców. W Polsce znajduje się ponad 400 nielegalnych składowisk, na których przestępcy porzucili odpady zagrażające życiu i zdrowiu. Mechanizm jest powtarzalny: na słupa wynajmowana jest działka lub hala, zwozi się tam odpady, a potem - jak mówi prokurator Konrad Rogowski - "po prostu się znika". Z problemem zostaje właściciel działki lub hali, którego zazwyczaj nie stać na wywiezienie odpadów i utylizację. Pomóc może gmina, ale wydatek jest spory (np. w Mysłowicach wyniósł 97 mln złotych).
Jedno z takich nielegalnych składowisk znajduje się na działce rodziny z trojgiem dzieci, która trzy lata temu wydzierżawiła plac tuż obok domu. Przestępcy w ciągu dwóch tygodni, zamiast zapowiadanych opon, przywieźli setki pojemników z odpadami niebezpiecznymi i zniknęli. Nikt nie poinformował rodziny, co dokładnie znajduje się w pojemnikach, dlatego Mikołaj, Staś i Kacper często się tam bawią, nie zdając sobie sprawy z zagrożenia. Jak ustalili dziennikarze TVN24, wśród odpadów są m.in. tzw. wody czerwone, powstające podczas produkcji trotylu. Odpad ten reporterzy, a także śledczy, odkryli także na kilku innych nielegalnych składowiskach.
Trotyl w Polsce produkuje tylko jedna fabryka - spółka Nitro-Chem z Bydgoszczy. Jak to możliwe, że odpady ze strategicznej dla obronności państwa firmy - podlegającej nadzorowi służb - trafiały w ręce przestępców? W jaki sposób mafia zarabia na obrocie odpadami niebezpiecznymi? Kto zapłaci za utylizację niebezpiecznych odpadów? Odpowiedzi szukają autorzy reportażu "Wody czerwone". To efekt ponad dwóch lat dziennikarskiego śledztwa reporterów TVN24 Olgi Orzechowskiej, Filipa Folczaka i Wojciecha Bojanowskiego.
Chodzi oczywiście o toksyczne odpady z Zakładów Chemicznych „NITRO-CHEM” S.A. z siedzibą ul. Theodora Wulffa 18 05-862 Bydgoszcz NIP 554-03-10-422 REGON 091129384 KRS nr 0000006791 kapitał zakładowy 15293980 PLN wpłacony w całości. Dane te są opublikowane na stronie NITRO-CHEM https://www.nitrochem.com.pl/cms/aktualnosci/302/oswiadczenie_zarzadu_nitro_chem wraz z oświadczeniem Zarządu tej spółki z dnia 18 lipca 2023 r.:
W związku z emisją materiału „Wody Czerwone. Kto zapłaci za odpady z fabryki trotylu?” przygotowanego przez redakcję TVN 24 Zakłady Chemiczne Nitro-Chem S.A. informują że: stawiane w reportażu zarzuty w zakresie gospodarki odpadami leżą po stronie firmy zewnętrznej i spółka Nitro-Chem nie miała wpływu na ich wystąpienie. Spółka jest poszkodowana, a próby obarczania jej skutkami nielegalnego procederu są nieuprawnione, podobnie jak zrzucanie na zakład współodpowiedzialności za zaistniałą sytuację.
Spółka przestrzega przepisów regulujących kwestie gospodarki odpadami i substancjami niebezpiecznymi. Blisko 99,9% odpadów powstających w trakcie produkcji jest utylizowane przy pomocy instalacji działających na terenie zakładów. Z chwilą powzięcia informacji o możliwości wystąpienia nieprawidłowości w zakresie prowadzenia gospodarki odpadami przez zewnętrznych podwykonawców Nitro-Chem podjął współpracę z organami ścigania.
Sugerowanie, że Nitro-Chem jest współodpowiedzialny za zaistniałą sytuację poprzez wskazanie tylko tej firmy w reportażu TVN 24 może być odbierane jako próba uderzenia w działalność spółki. To tym groźniejsze, że aktualnie toczą się międzynarodowe negocjacje w ramach koalicji amunicyjnej, a Nitro-Chem jako jeden z kluczowych producentów środków bojowych, odgrywa w nich istotną rolę.
W artykule Pani Redaktor Edyty Żemła z dnia 24 lipca 2023 r. pt. "Afera odpadowa. Jak handlarz bronią z akwarystą wywozili toksyczne odpady z Nitro-Chemu" opublikowanym na stronie internetowej https://wiadomosci.onet.pl/kraj/afera-odpadowa-jak-handlarz-bronia-z-akwarysta-wywozili-toksyczne-odpady-z-nitro/q9kxl7m?utm_source=l.facebook.com_viasg_wiadomosci&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&srcc=undefined&utm_v=2 jest napisane:
W ciągu trzech lat z Nitro-Chemu, największego producenta trotylu w NATO, wyjechało w niewiadomym kierunku 4-5 tys. ton toksycznych odpadów. Choć odbiorcy nie mieli pozwoleń na ich utylizację, powiązany z PiS prezes Krzysztof K. podpisywał z nimi umowy na coraz wyższe kwoty, a dyrektor finansowa firmy zatwierdzała niektóre faktury "na gębę".
Nitro-Chem zapłacił ponad 8 mln zł za utylizację odpadów na podstawie wadliwej umowy, w której pozbawiał się kontroli nad losem toksycznych odpadów
Wiele odpadów było wywożonych poza ustaleniami umowy. Podobnie podpisano wiele faktur
Prezes firmy wywożącej odpady zajmuje się także handlem bronią. Jego firma twierdzi, że sprzedaje broń do wojska i policji. Resorty obrony i spraw wewnętrznych do tej pory nie skomentowały tej sprawy
Nowy prezes Nitro-Chemu, który próbował zażegnać odpadowy kryzys w spółce, został zwolniony przez radę nadzorczą bez podania przyczyn
W pierwszej reakcji na kryzys Nitro-Chem oświadczył, że obecnie utylizuje prawie wszystkie swoje odpady na terenie zakładu. Okazało się to nieprawdą
Jest 1 maja 2020 r. We wsi Rojkowo w województwie mazowieckim zatrzymuje się TIR. Auto jest wyładowane mauzerami, czyli ogromnymi zbiornikami. W każdym z nich znajdują się odpady z produkcji trotylu, tzw. czerwone wody. To silnie toksyczne związki, które przy bezpośrednim kontakcie powodują mdłości i zawroty głowy, a przy dłuższym – uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego.
TIR kilka godzin wcześniej wyjechał z zakładów Nitro-Chem w Bydgoszczy, który dostarcza materiały wybuchowe do największych armii świata, w tym amerykańskiej. Toksyczny ładunek, który wiezie, teoretycznie ma zostać zeskładowany na jednym z wysypisk odpadów niebezpiecznych – w Siemianowicach Śląskich, Mysłowicach lub Rogowcu. Jednak wszystkie te trzy miejscowości leżą w centralnej lub południowej części kraju. Tymczasem Rojkowo odbiega wyraźnie na wschód od szlaków na wszystkie trzy składowiska. Kiedy auto stoi w Rojkowie, stopniowo wyczerpuje się bateria śledzącego jego trasę nadajnika GPS. Bateria urządzenia ostatecznie pada o czwartej rano. TIR rusza dalej w nieznanym kierunku.
Dwa dni później w tym samym miejscu w tej samej wsi zatrzymuje się kolejny TIR wyładowany toksycznymi odpadami z Nitro-Chemu. Jego bateria wyczerpuje się o godzinie 1.13. Także to auto rusza w nikomu nieznanym kierunku.
W jaki sposób władze bydgoskiej spółki dopuściły do wywozu tysięcy ton toksycznych odpadów przez podejrzane firmy i bez żadnej kontroli? Da się to ustalić na podstawie umów Nitro-Chemu z odbiorcami odpadów, a także sporządzonych w tej sprawie raportów Polskiej Grupy Zbrojeniowej oraz wewnętrznych ustaleń Nitro-Chemu za czasów nowego prezesa. Wszystkie te dokumenty znajdują się w redakcji Onetu. Drużyna prezesa Historia, którą opisujemy, ma początek w kwietniu 2017 r. Wtedy rada nadzorcza Nitro-Chemu odwołuje ze stanowiska prezesa Tomasza Ptaszyńskiego. Na jego miejsce zostaje powołany członek rady Krzysztof K. Dziś nie możemy już podawać jego nazwiska, ponieważ 29 czerwca tego roku został on zatrzymany przez CBA i usłyszał zarzut działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Krzysztof K. wystąpi w tym artykule w rozmowie z nami, ponieważ po jego zatrzymaniu Prokuratura Okręgowa w Warszawie Wydział ds. Wojskowych wypuściła go na wolność za poręczeniem w wysokości 100 tys. zł i na warunkach dozoru policyjnego.
Krzysztof K. jest typowym nominantem z politycznego klucza. W Bydgoszczy jest znany jako właściciel sklepu akwarystycznego "Idolek". Choć z wykształcenia jest inżynierem budownictwa, to właśnie akwarystyka jest jego główną specjalizacją. Jednak powodem do zasiadania we władzach strategicznych spółek skarbu państwa są jego koneksje polityczne.
Karierę zaczynał od Solidarnej Polski — był asystentem posła Tadeusza Cymańskiego. Prawdziwą trampoliną okazała się jednak znajomość z Bartoszem Kownackim, który był wiceministrem w kierowanym przez Antoniego Macierewicza resorcie obrony. Właśnie tą drogą Krzysztof K. trafił na fotel prezesa Nitro-Chemu, jednej z kluczowych spółek w Polskiej Grupie Zbrojeniowej.
Krzysztof K. Zastępcą Krzysztofa K. zostaje Sławomir O. Także jego nie możemy wymieniać z nazwiska. Został zatrzymany przez CBA w tym samym dniu, co Krzysztof K. Sławomir O. jest osobą, która w zarządzie Nitro-Chemu zasiada od 1998 roku i jak sam podaje w swoim zawodowym profilu w mediach społecznościowych, jest to jego pierwsza praca. Nowy prezes Krzysztof K. zatrudnia w spółce Karolinę Szober, swoją znajomą z Białych Błot, gdzie oboje mieszkają. Do firmy przychodzi tuż po objęciu prezesury przez K. i natychmiast zostaje dyrektor finansową. Przed objęciem kluczowego stanowiska w firmie liczącej pół tysiąca ludzi pracowała jako księgowa w wiejskiej szkole w Białych Błotach.
Zapytaliśmy Nitro-Chem, z jakim doświadczeniem zawodowym Szober trafiła do spółki. Odpowiedź: "posiada odpowiednie wykształcenie i doświadczenie zawodowe w obszarze finansów i księgowości wymagane na tym stanowisku". Zgodnie z danymi Stowarzyszenia Księgowych w Polsce Karolina Szober została dyplomowaną księgową w kwietniu 2022 r., a więc pięć lat po objęciu stanowiska dyrektor finansowej Nitro-Chemu w 2017 r.
Do drużyny prezesa można też dodać prokurenta Nitro-Chemu Wojciecha G. Będzie on składał podpisy pod ważnymi dokumentami w tej historii. Jego nazwisko również pozostaje anonimowe po zatrzymaniu przez CBA 29 czerwca. Jak poinformowała nas Prokuratura Okręgowa w Warszawie, wraz z Krzysztofem K., Sławomirem O. i Wojciechem G. w tej samej sprawie CBA zatrzymano jeszcze cztery inne osoby.
Tajemniczy pan Miazga Kluczową datą w tej historii jest 27 września 2018 r. Wtedy Krzysztof K. i jego zastępca Sławomir O. podpisują umowę, która sprawi, że z zakładu wyjadą tysiące ton szkodliwych odpadów i wypłyną miliony złotych. Odbiorcą odpadów jest Zbigniew Miazga, właściciel i prezes zarejestrowanej na osobę fizyczną firmy Polblume. To właśnie ta firma ma się zajmować utylizacją odpadów. Polblume jest zarejestrowana pod adresem w dzielnicy domków jednorodzinnych w Piasecznie pod Warszawą. To długi nieotynkowany budynek, na którym próżno szukać jakichkolwiek szyldów.
Na zdrowy rozum powinno być ich sporo, ponieważ w KRS Zbigniew Miazga figuruje jako właściciel, prezes lub członek zarządu aż czterech firm i związków zarejestrowanych pod tym adresem. A to dopiero początek komplikacji związanych ze Zbigniewem Miazgą. Kolejne dwie działalności pod tym adresem są zarejestrowane na Krzysztofa Zbigniewa Miazgę. Kiedy w rozmowie ze Zbigniewem Miazgą zapytaliśmy o tę osobę, nie odniósł się do pytania. Potwierdził jednak, że to on jest szefem Mazowieckiego Centrum Utylizacji Ekocent zarejestrowanej na Krzysztofa. Może z tego wynikać, że Zbigniew Miazga i Krzysztof Zbigniew Miazga to ta sama osoba, chociaż w KRS widnieją pod dwiema różnymi datami urodzenia.
Mazowieckie Centrum Utylizacji Ekocent wymaga oddzielnego omówienia, bo choć z opisu w KRS wynika, że zajmuje się wieloma dziedzinami, to na pewno nie utylizacją. Główną i prawdopodobnie jedyną działalnością tej firmy jest obrót materiałami o przeznaczeniu wojskowym i policyjnym, na co firma otrzymała koncesję MSWiA w 2015 r. Na swojej dość ubogiej stronie internetowej Ekocent chwali się, że dostarcza sprzęt wojskowy dla sił zbrojnych, policji, służb specjalnych i do innych uprawnionych instytucji na całym świecie.
Zapytaliśmy Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Ministerstwo Obrony Narodowej, czy Ekocent dostarczało broń do wojska i policji. Od MSWiA nie doczekaliśmy się jeszcze odpowiedzi, a MON napisało, że zebranie ich zajmie więcej czasu i obiecało odpowiedź w późniejszym terminie.
Wróćmy do sprawy wywozu niebezpiecznych odpadów pomiędzy Nitro-Chemem i Polblume. Kiedy dzwonimy do ówczesnego prezesa Nitro-Chemu Krzysztofa K. oraz obecnego szefa Polblume Zbigniewa Miazgi, obaj zgodnie twierdzą, że czują się poszkodowani. Może się to wydawać dziwne, bo kiedy z państwowej spółki wypłynęły olbrzymie pieniądze, wokół mamy samych poszkodowanych.
Aby zrozumieć, kto tu został poszkodowany, a kto na tym zarobił, musimy się cofnąć do momentu zawarcia umowy.
Umowa inna niż wszystkie W ramach umowy z września 2018 r. Polblume zobowiązuje się do "unieszkodliwienia odpadów niebezpiecznych", które wytworzył Nitro-Chem. Wkrótce po zawarciu umowy pierwsze ciężarówki załadowane mauzerami z toksycznymi odpadami wyjeżdżają z Nitro-Chemu. Pytanie: dokąd?
Powinna to określać umowa, jaką Krzysztof K. podpisał z Polblume. Dokument ten powinien też spełniać szereg warunków, których jednak nie spełnia. Właśnie brak tych zapisów pozbawia Nitro-Chem jakiejkolwiek kontroli nad niebezpiecznymi odpadami, które opuszczają teren przedsiębiorstwa.
Umowa z Polblume jest zawarta bez opinii prawnej, a także bez uwzględnienia uwag kierowanych przez technologa ds. ochrony środowiska. Brak tego rodzaju zabezpieczeń pozwala na podpisanie kuriozalnego dokumentu, w którym nie ma wskazanych ani miejsc utylizacji odpadów, ani podmiotów, jakie będą je utylizować. Produkcja bomb lotniczych w zakładach Nitro-Chem Kiedy zapytaliśmy Nitro-Chem o powody braku profesjonalnych opinii do umowy, spółka zasłoniła się "tajemnicą przedsiębiorstwa". W umowie Polblume oświadcza, że ma wszelkie zezwolenia na utylizację szkodliwych odpadów "w ramach konsorcjum, którego jest podmiotem wiodącym". Specjalny zespół do zbadania tej sprawy, który zostanie powołany przez następcę Krzysztofa K. na stanowisku prezesa Nitro-Chemu Andrzeja Łysakowskiego nie zidentyfikował żadnego konsorcjum.
Wróćmy więc do samych zezwoleń na unieszkodliwianie odpadów, których posiadanie poświadczyła firma Polblume. Chodzi tu o uprawnienie do utylizacji czerwonych wód z Nitro-Chemu w specjalnym procesie o nazwie D10. W umowie zawarty jest punkt, który potwierdza, że odpady zostaną unieszkodliwione w tym procesie zgodnie z pozwoleniem Marszałka Województwa Małopolskiego. Pozwolenie marszałka zostało dołączone do umowy. Sęk w tym, że w żadnym fragmencie nie potwierdza ono, aby firma Polblume posiadała zezwolenie do takiej utylizacji. Co więcej, w pozwoleniu marszałka została wskazana zupełnie inna firma. Do niej odpady z Nitro-Chemu nigdy nie dotarły.
Skontaktowaliśmy się z prezesem Polblume Zbigniewem Miazgą i zadaliśmy mu szereg pytań, w tym o podpisanie umowy bez opinii prawnej, a także o brak zezwolenia na utylizację czerwonych wód w procesie D10 i sprawę nielegalnych wysypisk. – To są pytania nie do mnie, tylko do Nitro-Chemu, bo jest umowa podpisana, ktoś tej umowy nie zweryfikował, czego ja nie wiedziałem na tamtym etapie. Niestety, ale jest postępowanie w tej sprawie, prowadzi to prokuratura i ja mam zakaz kontaktowania się z kimkolwiek i rozmawiania z kimkolwiek na ten temat, bo to są żądania prokuratury. Ja mam tutaj związane ręce – odpowiedział.
Dla Nitro-Chemu podpisana przez prezesa Krzysztofa K. umowa oznaczała tyle, że wraz z wyjazdem toksycznych odpadów za bramę przedsiębiorstwa, traciło ono jakąkolwiek wiedzę o tym, dokąd pojechały i co się z nimi stało. Kiedy kilka lat później specjalnie powołany zespół Nitro-Chemu zapyta kierownika działu handlowego spółki Rafała E., dlaczego nie kontrolowano, dokąd będą wywożone odpady, ani nie sprawdzano podawanych w umowie miejsc, ten udzielił rozbrajającej odpowiedzi: "Zawierzyliśmy kontrahentowi, że w sposób zgodny z prawem będzie prawidłowo odbierał te odpady i przyjmowaliśmy to miejsce, które nam wskazywał".
Jeszcze dziwniejszej odpowiedzi udzielił nam były prezes Nitro-Chemu Krzysztof K., kiedy zapytaliśmy go o umowę z Polblume: – Ale tym się zajmuje pion handlu u mnie. Pion handlu sprawdza firmy, weryfikuje pod kątem cenowym i przedstawia gotową ofertę. Ja nie jestem w stanie tego typu rzeczy sprawdzać – powiedział.
W ostatnich miesiącach media, m.in. TVN w reportażu "Czerwone wody", ujawniły, że w Polsce istnieje szereg nielegalnych składowisk toksycznych odpadów. Wiele z nich było organizowanych w ten sposób, że podstawieni ludzie wynajmowali za dobre pieniądze przestrzeń w halach magazynowych, a nawet na prywatnych podwórkach. Kiedy zapełnili dane miejsce odpadami, znikali bez śladu. Nie ma dowodów na to, kto podrzucał te odpady. Pod koniec lipca zapaliło się jedno z takich składowisk pod Zieloną Górą.
W wielu z tych miejsc znaleziono czerwone wody, które są produkowane jedynie w Nitro-Chemie. W niektórych z nich były pojemniki z nazwą Nitro-Chem. Zapytaliśmy spółkę, jak dużo odpadów toksycznych firma Polblume wywiozła z zakładu. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że to "tajemnica przedsiębiorstwa". Według naszych wyliczeń na podstawie znanych z raportów cen za tonę odpadów było to 4-5 tys. ton.
Kto i jak zarabiał Centralnym wątkiem tej historii są pieniądze. Odpady to wielomilionowy biznes. Stawki rosną, kiedy w grę wchodzą materiały toksyczne. Jednak firma Polblume zaoferowała wyjątkowo konkurencyjną cenę: 1200 zł za tonę. Według naszych informacji to niewiele więcej niż płaci się za wywóz i utylizację tony zwykłych, niesegregowanych śmieci.
– Ich cena była wyjątkowo konkurencyjna – mówi nam osoba znająca szczegóły transakcji. – Było to tym dziwniejsze, że ta firma nie posiada własnej spalarni odpadów toksycznych, więc musiałaby dopłacać innemu podmiotowi, który by jej to spalił. Chyba że załatwi się to w inny sposób. Ale to nie interesowało prezesa. W umowie nie ma przecież wskazanych – ani podmiotu, który by spalał odpady, ani miejsca, w które te odpady miały trafiać.
Nie zważając na podejrzanie niską cenę, Nitro-Chem podpisał umowę na wywóz wód czerwonych. Jednak kiedy TIR-y z ładunkami toksycznych odpadów wyjeżdżały za bramę zakładu w niewiadomym kierunku, wiozły nie tylko czerwone wody. Powołany przez prezesa Łysakowskiego zespół do spraw odpadów ustali, że w tysiąclitrowych pojemnikach wyjeżdżały również tzw. wody żółte. Są to również odpady szkodliwe, o tylko nieco mniejszej toksyczności od wód czerwonych. Ich wywóz nie był zawarty w umowie.
Zakłady Nitro-Chem w Bydgoszczy – To oznacza, że żółte wody wywożono "na gębę", bez żadnych podstaw prawnych – wyjaśnia nam osoba znająca szczegóły transakcji. – Podobnie jak "na gębę" podpisywano faktury na ich wywóz. Z naszych informacji wynika, że faktury na kwotę 145 tys. bez umowy podpisywała przyjaciółka Krzysztofa K. z Białych Błot – dyrektor finansowa Karolina Szober.
Zapytaliśmy Nitro-Chem o faktury podpisywane bez umów przez dyrektor finansową. Spółka uznała tę informację za "tajemnicę przedsiębiorstwa". O te faktury zapytaliśmy też Krzysztofa K. – Ja powiem tak: zakład ma obroty na poziomie z tego, co pamiętam 250 mln. I ja mam mieć wiedzę na temat umowy na poziomie 100 tys. za każdym razem? To jest niewykonalne – odpowiedział. W tym samym czasie, także poza umową, firma zaczęła stosować dwie ceny za wywóz wód czerwonych. Jedna to 1200 zł, tak jak w umowie. Druga to 1550 zł. Powołany przez prezesa Łysakowskiego zespół ustali, że tylko z powodu podwójnych cen firma mogła stracić 37,9 tys. zł. Według naszych ustaleń również te faktury podpisywała dyrektor Szober. Także o nie zapytaliśmy Nitro-Chem, który także tę informację uznał za "tajemnicę przedsiębiorstwa".
Czas "promocyjnych" cen w Polblume nie trwał długo. W ciągu roku od zawarcia umowy ludzie Krzysztofa K. — Sławomir O. i Wojciech G. — podpisali z firmą z Piaseczna trzy aneksy, w których ostatecznie cena podskoczyła o 60 proc. – do 1920 zł za tonę, niezależnie, czy utylizacja będzie dotyczyć silnie toksycznych wód czerwonych, czy mniej toksycznych wód żółtych. Podobnie jak w przypadku samej umowy, aneksy zostały sporządzone bez opinii prawników ani pracowników merytorycznych w firmie. Zapytaliśmy Nitro-Chem, z jakiego powodu w ciągu zaledwie roku ceny za utylizację podskoczyły aż o 60 proc. Spółka uznała tę informację za "tajemnicę przedsiębiorstwa".
To nie koniec problemów z aneksami. Ostatnie dwa z nich noszą tę samą nazwę, Aneks nr 2, przez co trudniej je znaleźć w systemie elektronicznym firmy. Kiedy w 2020 r. zwierzchnia nad bydgoską spółką Polska Grupa Zbrojeniowa zażądała od Nitro-Chemu dokumentów do własnej kontroli, otrzymała tylko jeden z aneksów. O okoliczności sporządzenia dwóch dokumentów o tej samej nazwie zapytaliśmy Nitro-Chem. Spółka znowu uznała tę informację za "tajemnicę przedsiębiorstwa". W pierwszych dwóch aneksach podano miejsca utylizacji odpadów – Siemianowice Śląskie, Mysłowice, Rogowiec. Nikt z Nitro-Chemu nie sprawdzał jednak, czy odpady faktycznie tam dojechały. Jednak w ostatnim z aneksów miejsca utylizacji znowu znikają z umowy i już nigdy się w niej nie pojawią. Prawie dwa lata po podpisaniu tego dokumentu na polecenie Krzysztofa K. zakład zakupi wprawdzie nadajniki GPS, które zakładają możliwość śledzenia ładunków, ale już pierwsze TIR-y, które wyjadą z nimi z Bydgoszczy, zatrzymają się w tym samym miejscu we wsi Rojków do czasu, aż wyczerpią się baterie. Także okoliczności tej historii firma uznała za "tajemnicę przedsiębiorstwa".
Nitro-Chem grozi W sprawie umowy z Polblume i ujawnionych w raportach nieprawidłowości wysłaliśmy do Nitro-Chemu 23 pytania. W stosunku do ponad połowy pytań firma odpowiedziała pogróżkami, tak wobec nas, jak i naszych informatorów. Choć na żadnym z raportów nie znajdują się klauzule stwierdzające ich niejawność, odpowiadająca nam Aleksandra Jagodzińska z działu prawno-administracyjnego stwierdziła, że "pozyskanie informacji stanowiących tajemnicę przedsiębiorstwa stanowi czyn nieuczciwej konkurencji" i "Spółka zastrzega sobie możliwość wyciągnięcia konsekwencji prawnych w związku z ujawnieniem informacji stanowiących Tajemnicę Przedsiębiorstwa".
Produkcja bomb lotniczych w zakładach Nitro-Chem W odniesieniu do naszych informatorów spółka zacytowała art. 23 z ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, zgodnie z którym osoby ujawniające tajemnice przedsiębiorstwa podlegają grzywnie lub ograniczeniu wolności do dwóch lat. Redakcja Onetu oświadcza, że nie używała do napisania tego artykułu materiałów o żadnej z klauzul tajności. Inne dokumenty opisujemy, jeśli wymaga tego interes społeczny, który w tym wypadku jest oczywisty. Redakcja Onetu nie stosuje też nieuczciwej konkurencji w stosunku do Nitro-Chemem, ponieważ zajmuje się zupełnie inną działalnością niż produkcja materiałów wybuchowych. To samo odnosi się do naszych informatorów. Na pozostałe nasze pytania spółka odpowiedziała w sposób niepełny. Niektóre cytujemy w niniejszym artykule.
Ile Nitro-Chem zapłacił za utylizację Odpadowy biznes Nitro-Chemu z Polblume zepsuł anonim. W lutym 2020 r. do siedziby PGZ przyszedł niepodpisany list, którego autorzy wskazywali na cały szereg problemów w Nitro-Chemie – od mobbingu i molestowania po nieprawidłowości finansowe. W kolejnych miesiącach kontrolerzy z PGZ sprawdzali prawdziwość tych zarzutów w bydgoskiej spółce. Niektóre nie potwierdziły się w ogóle, inne częściowo.
Najpoważniej wyglądała sprawa umowy z Polblume. Raport PGZ opisuje wiele patologii wynikających z tej umowy. Autorzy zwracają uwagę, że "Zawarcie umowy z kontrahentem nieposiadającym stosownych zezwoleń na utylizację odpadów niebezpiecznych, spowodowało przeniesienia odpowiedzialności za brak utylizacji odpadów na Spółkę [Nitro-Chem]", a "brak zastosowania w umowie sankcji za nieprawidłowe jej wykonanie nie zabezpiecza interesów Spółki".
Kontrolerzy z PGZ zakończyli swoją pracę we wrześniu 2020 r. W tym czasie od miesiąca nowym prezesem Nitro-Chemu był nieumocowany politycznie niezależny menedżer Andrzej Łysakowski (dzięki swoim koneksjom Krzysztof K. utrzymał się na stanowisku wiceprezesa jeszcze do maja 2022 r., kiedy został ostatecznie zwolniony przez Łysakowskiego). Po lekturze raportu PGZ nowy prezes wstrzymał współpracę z Polblume i zlecił wykonanie wewnętrznego audytu grupie podwładnych.
Na czele "Zespołu ds. odpadów" stanęła dyrektor finansowa Karolina Szober. Choć zespół przyznał, że dochodziło do podpisywania faktur poza warunkami umowy pomiędzy Nitro-Chemem i Polblume, to ani słowem nie wspomniał, że podpisywała je właśnie Szober. Mimo że zespół przesłuchał wielu pracowników spółki, nikt nie zadał Szober pytania, dlaczego podpisywała takie faktury. Kiedy my zadaliśmy je spółce, ta zasłoniła się "tajemnicą przedsiębiorstwa". Szober stoi w Nitro-Chemie na bardzo mocnej pozycji. Zespół kontrolingu, który ewentualnie zechciałby sprawdzić pracę działu finansowego, według naszych informacji podlega właśnie dyrektor finansowej. Także odpowiedź przez spółkę na nasze pytanie w tej sprawie okazało się niemożliwe z powodu "tajemnicy przedsiębiorstwa".
Jeszcze przed zakończeniem prac zespołu prezes Łysakowski wypowiedział umowę Polblume. W trakcie trzech lat trwania tej umowy, w latach 2018-2020, Nitro-Chem zapłacił firmie z Piaseczna 8 mln 595 tys. 291 zł.
Kto za to odpowiada W kwietniu 2021 r. zespół ds. odpadów oddał prezesowi Łysakowskiemu swój raport. Potwierdził on opisane w tym artykule nieprawidłowości. Jego wyniki są miażdżące dla drużyny byłego prezesa Krzysztofa K. Bezpośrednią odpowiedzialność ponosi Krzysztof K. To on podpisał niekorzystną umowę bez opinii prawników i pracowników merytorycznych firmy. Równie niekorzystne aneksy podpisywali ówczesny wiceprezes Sławomir O. i ówczesny prokurent Wojciech G. Te aneksy także były podpisywane z pominięciem profesjonalnych opinii. Chociaż dyrektor finansowa Karolina Szober nie została wymieniona w raporcie z nazwiska, to ona podpisywała faktury, w tym te, dla których nie było żadnego uzasadnienia w umowie.
Tajemniczy w tej historii jest udział służb. Parasol ochronny nad zakładem o strategicznym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa, jakim jest Nitro-Chem, roztaczają Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (ABW) oraz Służba Kontrwywiadu Wojskowego (SKW). W zakładzie na co dzień pracują tzw. oficerowie obiektowi ABW i SKW. Produkcja w zakładach Nitro-Chem Obie te instytucje powinny były sprawdzić firmę Polblume i jej właściciela Zbigniewa Miazgę. O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy obie te służby. W imieniu SKW odpowiedział resort obrony, informując nas, że zgodnie z "art. 39 ust. 1 ustawy z 9 czerwca 2006 r. o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego i Służbie Wywiadu Wojskowego (Dz.U. z 2023 r. poz. 81), informacje o podejmowanych działaniach służb nie mogą być podane do publicznej wiadomości". ABW do tej pory nie odpowiedziało na nasze pytania. Więcej informacji w tej sprawie dostarczyli nam ludzie, którzy podpisywali feralną umowę na wywóz niebezpiecznych odpadów. Krzysztofa K. zapytaliśmy, czy ABW i SKW sprawdziły firmę Polblume Zbigniewa Miazgi. – Nigdy nie dostałem jakichkolwiek informacji, że z nimi coś jest nie tak. Z innymi firmami dostawałem takie informacje, na temat tego nigdy nie dostałem takiej informacji – odpowiedział. W znacznie krótszej i bardziej lakonicznej rozmowie Zbigniew Miazga potwierdził: "My też byliśmy prześwietlani".
W pierwszej fazie kryzysu odpadowego pozytywnie zareagowała Polska Grupa Zbrojeniowa, która nadzoruje Nitro-Chem. Kiedy w wyniku anonimu PGZ wysłała do Bydgoszczy kontrolerów, ci dokładnie zbadali sprawę i sporządzili odpowiedni raport dotyczący umowy z Polblume. Kiedy jednak zapytaliśmy PGZ, kto i jakie konsekwencje poniósł w związku ze wskazanymi już w raporcie nadużyciami, grupa odniosła się do tego w jednym zdaniu: "Osoby, które dopuściły do naruszenia obowiązujących procedur, poniosły konsekwencje zgodnie z obowiązującymi przepisami". Z naszych informacji wynika, że konsekwencje poniosła tylko jedna osoba – kierownik działu handlowego Rafał E., który został zwolniony z pracy. Ludzie, którzy podpisywali umowę oraz faktury, dalej pracowali na swoich stanowiskach. W raporcie PGZ znajdowały się informacje wskazujące na podejrzenie popełnienia przestępstwa. Zapytaliśmy więc koncern zbrojeniowy, czy zwrócił się w tej sprawie do nadzorujących Nitro-Chem ABW i SKW. PGZ zignorowała to pytanie.
Odpowiedzialność za odpadową aferę ponoszą także politycy, którzy umieścili bydgoskiego akwarystę Krzysztofa K. na kluczowym stanowisku w strategicznej spółce zbrojeniowej. Duża część tej odpowiedzialności spoczywa bezpośrednio na ówczesnym wiceministrze obrony narodowej Bartoszu Kownackim. To on przyczynił się do awansu Krzysztofa K.
Kiedy po zatrzymaniu Krzysztofa K. przez CBA i postawienia mu zarzutu udziału w zorganizowanej grupie przestępczej pytaliśmy Bartosza Kownackiego o przyczyny nominacji Krzysztofa K. na stanowisko prezesa Nitro-Chemu, tłumaczył nam, że "kiedy poprzedni prezes odchodził, to siłą rzeczy trzeba było wskazać kogoś do zarządu i to musiał być ktoś, kto ma jakąś wiedzę o spółce". W momencie objęcia stanowiska prezesa wiedza Krzysztofa K. o spółce ograniczała się do sześciu miesięcy zasiadania w jej radzie nadzorczej, do której trafił z politycznego nadania.
Walka z wiatrakami Mimo starań prezesa Łysakowskiego za odpadową katastrofę w Nitro-Chemie nie poniósł odpowiedzialności nikt z kluczowych w tej aferze pracowników. Sam prezes jeszcze przez ponad półtora roku próbował zażegnać kryzys w spółce. Nie było to proste. W chwili objęcia przez niego stanowiska prezesa zakładowi informatycy, na polecenie poprzedniego prezesa Krzysztofa K. oraz dyrektor finansowej Karoliny Szober, założyli w jego laptopie szpiegujące go oprogramowanie. (...)
Prezes Łysakowski planował przeprowadzić w firmie kolejny audyt, który stwierdziłby, jakie dokumenty z jego komputera dokąd wypłynęły. Zamierzał też zwolnić dyrektor finansową. O wszystkich tych planach poinformował radę nadzorczą w połowie listopada. Rada nie dała mu szansy na zrealizowanie tych planów. Niespodziewanie do prezesa Łysakowskiego dotarła informacja, że następne posiedzenie rady nadzorczej ma się odbyć już miesiąc później. Na posiedzeniu 21 grudnia rada nadzorcza najpierw pochwaliła prezesa Łysakowskiego za osiągnięcie znakomitych wyników, a następnie odwołała go ze stanowiska w trybie natychmiastowym, bez podania przyczyn.
Andrzej Łysakowski w dalszym ciągu konsekwentnie odmawia wypowiedzi na temat swojej pracy w Nitro-Chemie.
Poszkodowani Podczas długiej, kilkunastominutowej rozmowy Krzysztof K. wielokrotnie podkreślał, że jest "kozłem ofiarnym" w aferze z wywozem niebezpiecznych odpadów.
– Czuję się osobą pokrzywdzoną, ale nie przez dziennikarzy, nie przez pana, tylko przez tych oszustów, na których trafiliśmy. Zrobiliśmy, co mogliśmy, żeby nie paść, zrobiliśmy wszystko, co przewidywała litera prawa i ja jestem winien teraz temu, że padłem ofiarą oszusta. Tam są winni, a nie ja – powiedział, dodając: – Już wiemy na dzień dzisiejszy, że to jest mafia odpadowa.
Odpowiadając na zarzuty Krzysztofa K., swoją rolę ofiary podkreśla także Zbigniew Miazga z Polblume: – On [Krzysztof K.] podpisywał jakąś umowę, a ja nie mogę się na ten temat wypowiadać, bo jest postępowanie prokuratorskie. Jest mi przykro, bo ja też jestem pokrzywdzony w tej całej sytuacji – mówi w rozmowie z nami.
W roli poszkodowanej ustawia się także spółka Nitro-Chem pod rządami obecnego prezesa Rafała Mendlika. W oświadczeniu spółki z 18 lipca na jej stronie internetowej czytamy: "Spółka jest poszkodowana, a próby obarczania jej skutkami nielegalnego procederu są nieuprawnione, podobnie jak zrzucanie na zakład współodpowiedzialności za zaistniałą sytuację".
W tym samym oświadczeniu zarząd spółki sugeruje, że problem z wywożeniem toksycznych odpadów poza Nitro-Chem jest zamknięty, ponieważ "blisko 99,9 proc. odpadów powstających w trakcie produkcji jest utylizowane przy pomocy instalacji działających na terenie zakładów". Zapytaliśmy spółkę, jak to możliwe, skoro nie posiada własnej spalarni. Ta odpowiedziała: "Odpady powstające w trakcie produkcji są utylizowane przy pomocy instalacji działających na terenie zakładów współpracujących z Zakładami Chemicznymi "NITRO-CHEM" S.A., posiadających stosowne uprawnienia" [wytłuszczenie pochodzi od redakcji – red.].
W tej historii wszyscy czują się poszkodowani. Nie ma tylko pieniędzy. Są za to zalegające odpady.
Autor niniejszego artykułu wraz z Panem Redaktorem Andrzejem Pawlakiem i Krzysztofem Mogilskim – leaderem Klubu Konfederacji Piaseczno, zaciekawieni tematem – biorąc pod uwagę sytuację z Zielonej Góry (https://www.facebook.com/reel/746582120805172), postanowili zbadać sprawę składowiska w Prażmowie. Na początek, w dniu 14 sierpnia 2023 r. udaliśmy się na spotkanie z radnymi i Panem Wójtem z gminy Prażmów pod Piasecznem.
Linki do transmisji:
Z artykułu Pana Redaktora Leszka Kraskowskiego pt. "Ziobro umoczony w odpadach" opublikowanego w dniu 15 sierpnia 2023 r. na stronie https://www.onet.pl/?utm_source=l.facebook.com_viasg_wiadomosci&utm_medium=referal&utm_campaign=leo_automatic&pid=e083e385-89c2-4795-9e4e-5230ae35e024&sid=b177a2c9-166f-4113-9b28-185bbe554807&utm_v=2 dowiadujemy się, iż:
O aferze odpadowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro informowany był już w grudniu 2020 r. Prokuratura Rejonowa w Piasecznie dysponowała opinią biegłego, który stwierdził, że w Nowym Prażmowie składowane są między innymi odpady po produkcji trotylu z bydgoskiego Nitro-Chemu.
Poszukiwanie słupa
To tzw. „czerwone wody”, bardzo toksyczne, rakotwórcze i powodujące deformację płodów, niebezpieczne dla środowiska i ludzi. Mafia śmieciowa zwiozła 2 tysiące tysiąclitrowych pojemników, tzw. mauzerów, do dawnego kurnika przemysłowego. Piaseczyńska prokuratura skupiła się na poszukiwaniu słupa, 25-letniego Ukraińca Jurija, kierowcy z Ubera, który nawet się nie ukrywał, tylko spokojnie wyjechał do swojego domu na Ukrainę. Gdy ustalono jego miejsce pobytu, przez telefon powiedział policjantom, że o niczym nie wie. Nikt go nie wezwał na przesłuchanie. Dlaczego? O tym opowiadam w filmie. Gościem Reporterów Online jest senator Stanisław Gawłowski (PO).
Mimo, że o skali problemu wiedzieli prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej i Rejonowej w Warszawie, a nawet z Prokuratury Generalnej, śledztwo została umorzone z powodu niewykrycia sprawców. Dopiero sąd nakazał jego kontynuowanie. Poza wydaniem 48 tys. zł na opinię biegłego, który pobrał próbki ze stu beczek i wykrył w nich całą toksyczną tablicę Mendelejewa, prokuratura nie zrobiła nic. Pozorowała tylko działania.
Gotowi do ewakuacji
To gigantyczna kompromitacja organów ścigania, które działały tak, aby mafia śmieciowa mogła nadal zarabiać ciężkie miliony. Ekolodzy z partii Zieloni szacują, że podobnych miejsc w Polsce może być nawet tysiąc. Do tej pory wykryto ich ponad czterysta. Do dziś 2 tysiące pojemników w Nowym Prażmowie stanowi realne zagrożenie. Co się zmieniło? Mieszkańcy zostali poinformowani przez wójta Prażmowa o procedurze ewakuacji. Jeśli spłoną ich domy, będą mieszkać w szkole i przedszkolu, a posiłki dostaną w barze w sąsiedniej wsi Łoś.
Podczas upałów, temperatura wewnątrz hali, w której składowane są niebezpieczne odpady, osiąga 60 stopni C. Hali nie ma jak schłodzić, gdyż ze względu bezpieczeństwa odcięto prąd. Wystarczy iskra. Jak to możliwe, że największy dostawca trotylu dla NATO, bydgoski zakład zbrojeniowy Nitro-Chem, produkujący również amunicję, zlecał utylizację śmiercionośnych odpadów 25-letniemu Ukraińcowi?
Interes specłużb
Gdzie były specsłużby i czy maczały w tym palce? Wiadomo jedynie, że w odpadowym interesie brał udział współpracujący z Nitro-Chemem, mieszkający w Piasecznie, handlarz bronią. Zdrowy rozsądek i doświadczenie z podobnych spraw wskazują, że to kolejny złoty interes specsłużb. Czy kiedykolwiek ktoś poniesie odpowiedzialność za ten śmieciowy skandal?
W dniu 16 sierpnia 2023 r. wystosowaliśmy do Wójta prośbę o udzielenie następujących informacji:
Wkrótce też otrzymaliśmy odpowiedź:
Zgodnie z poleceniem Wójta Gminy Prażmów przesyłam odpowiedź na e-maila. z dn. 16.08.2023r.
Pozdrawiam
__________
Insp. ds. Ochrony Środowiska i Leśnictwa
Daniel Pakuła
U.G. Prażmów
ul. Czołchańskiego 1
05-505 Prażmów
Postępowanie z art. 26 ustawy o odpadach
- Wszczęcie postępowania: 22.05.2020 r.
- Zakończenie postępowania decyzją nakazującą p. Wojnickiej usunięcie odpadów z art. 26 ustawy o odpadach: 21.08.2020 r.
- Decyzja SKO utrzymująca decyzję Wójta nakazującą p. Wojnickiej usunięcie odpadów: 13.11.2020 r.
- Wyrok WSA uchylający decyzję Wójta Gminy i SKO: 23.04.2021 r.
Postępowanie z art. 26a ustawy o odpadach
- Wszczęcie postępowania z art. 26a ustawy o odpadach: 16.05.2022 r.
- Decyzja orzekająca umorzenie postępowania przed Wójtem i zawiadomienie RDOŚ o wystąpieniu bezpośredniego zagrożenia szkodą w środowisku 14.02.2023 r. W podstawie prawnej wskazana jest ustawa o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie (art. 7 ust. 1 i ust. 3, art. 16 pkt 1 i pkt 2 oraz art. 24)
- Odwołanie RDOŚ od decyzji: 02.03.2023 r.
- Odwołanie p. Wojnickiej od decyzji: wpłynęło 22.03.2023 r., nadano 16.03.2023 r.
- W chwili obecnej sprawa jest przedmiotem rozstrzygania przez SKO.
RDOŚ – przekazanie dokumentacji i spór kompetencyjny
- Zawiadomienie o przekazaniu dokumentacji do RDOŚ: 15.03.2021 r. w oparciu o ustawę o zapobieganiu szkodom w środowisku – art. 7 ust. 1 i art. 16 pkt 2,
- Odesłanie akt sprawy przez RDOŚ: 17.06.2021 r.
- Wystąpienie Wójta Gminy do WSA o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego: 02.07.2021 r. WSA postanowieniem z dn. 02.08.2021r. stwierdza swoją niewłaściwość rzeczową i sprawę kieruje do NSA.
- Postanowienie NSA: 16.02.2022r. (wpłynęło: 18.03.2022r.) o nieporuszalności sporu kompetencyjnego z uwagi na wcześniejszy wyrok WSA, czyli nie rozstrzygnęli sporu. Rozstrzygniecie sporu nastąpi po zakończeniu procedury wskazanej przez WSA
Korespondencja z Nitro-Chem S.A. i prośby ws. interwencji
- Pismo do Nitro-Chemu 06.06.2022 r.,
- Drugie pismo do Nitro-Chemu 18.08.2022 r.,
- Trzecie pismo do Nitro-Chemu 27.07.2023 r. – w nawiązaniu do wystąpienia p.o. Prezesa tej spółki opublikowanego w portalu TVN24 dot. deklaracji odnośnie usunięcia odpadów.
W podstawie prawnej w piśmie z dn. 15.03.2021 r. którym sprawa została przekazana do RDOŚ wg kompetencji nie powoływaliśmy się na art. 24 ustawy o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie.
Sprawa jest w toku i trwa już kilka lat. Najprawdopodobniej władzom państwowym nie zależy na likwidacji zagrożenia. Świadczy o tym chociażby reportaż pt. "Jacek Sasin, PGZ i Nitro-Chem unikają zabrania toksycznych odpadów. Prokuratura: nie ma przeszkód, by je utylizować", opublikowany na stronie https://tvn24.pl/polska/odpady-ze-spolki-nitro-chem-mimo-deklaracji-jacek-sasin-pgz-i-nitro-chem-unikaja-zabrania-toksycznych-odpadow-informuje-onet-7303566 , pod którym czytamy:
Nitro-Chem nie musi występować do prokuratury o zgodę na odebranie swoich odpadów z nielegalnych wysypisk i przekazanie ich do utylizacji - przekazał TVN24 rzecznik Prokuratury Regionalnej w Łodzi Krzysztof Bukowiecki. Zaznaczył, że odpady nie są uznawane za dowody rzeczowe. Również Prokuratura Regionalna w Katowicach poinformowała, że nie ma "żadnych przeszkód", żeby je utylizować. Wcześniej Onet opisał, że mimo deklaracji ministra aktywów państwowych Jacka Sasina, resort, Polska Grupa Zbrojeniowa i Nitro-Chem twierdzą, że odpady są dowodami w śledztwie prokuratury, dlatego nie mogą być zabrane.
Minister aktywów państwowych Jacek Sasin poinformował 10 sierpnia w mediach społecznościowych, że Polska Grupa Zbrojeniowa została przez niego zobowiązana do rozwiązania problemu z odpadami spółki Nitro-Chem. Jak ustalili dziennikarze TVN24, w Polsce znajduje się ponad 400 nielegalnych składowisk, na których przestępcy porzucili odpady zagrażające życiu i zdrowiu. Wśród nich są też takie, gdzie porzucono tak zwane wody czerwone, powstające podczas produkcji trotylu. Trotyl w Polsce produkuje tylko jedna fabryka: Nitro-Chem z Bydgoszczy.
"Poleciłem Polskiej Grupie Zbrojeniowej rozwiązać problem z odpadami spółki Nitro-Chem. Bezpieczeństwo Polaków jest najważniejsze. Dlatego, choć spółka Nitro-Chem została poszkodowana przez nieuczciwych kontrahentów, to odpady zostaną ponownie przekazane do utylizacji" - napisał Sasin. - Najważniejsze jest, żeby Polacy czuli się bezpiecznie, żeby Polacy byli bezpieczni. Dlatego Nitro-Chem - takie mam zapewnienie - doprowadzi do możliwie szybkiego, na ile to będzie możliwe również ze względu na prowadzone postępowanie przez prokuraturę, (...) skutecznego zutylizowania odpadów pochodzących z Nitro-Chemu - mówił na późniejszej konferencji prasowej.
Nikt z Nitro-Chemu lub PGZ nie kontaktował się z właścicielami działek
Dziennikarze Onetu w środowej publikacji opisali, że w kolejnych dniach zwracali się do właścicieli dwóch działek, w Nowym Prażmowie i Rojkowie w województwie mazowieckim, na których przestępcy porzucili odpady z pytaniami, czy kontaktował się z nimi ktoś z Nitro-Chemu lub PGZ.
Onet podał, że adwokaci właścicieli obu działek wysłali do Nitro-Chemu pisma wzywające spółkę do usunięcia jej odpadów. Według właścicieli działek spółka ani nie odniosła się do pism, ani w żaden inny sposób nie kontaktowała się z nimi.
Jak wskazał Onet, sporządzona na polecenie prokuratury opinia biegłych jasno stwierdza, że część z 2 tysięcy ton odpadów znajdujących się na działce w Nowym Prażmowie, pochodzi z Nitro-Chemu, "o czym świadczą oznakowania pojemników wskazujące na tegoż wytwórcę odpadu, jak również skład chemiczny". Natomiast, napisał portal, na działce w Rojkowie zalega 600 ton odpadów, "z czego jak mówi właściciel, kilkadziesiąt ton znajduje się w pojemnikach z oznaczeniami Nitro-Chemu". Również tam były wykonywane badania.
Onet: ministerstwo, PGZ i Nitro-Chem "mijają się z prawdą"
Dziennikarze Onetu "równo tydzień od deklaracji" Sasina zwrócili się także do Ministerstwa Aktywów Państwowych, Polskiej Grupy Zbrojeniowej oraz Nitro-Chemu z pytaniami dotyczącymi podjętych działań sprawie odpadów. Jak napisał portal, MAP, PGZ i Nitro-Chem "wydały oświadczenia, które mijają się z prawdą i wprowadzają w błąd opinię publiczną".
"Jako że dotychczas ujawnione przez śledczych nielegalne składowiska zostały zabezpieczone, a zalegające na nich pojemniki stanowią obecnie dowód w toczących się postępowaniach, zgodę na wydanie pojemników należących do spółki i ich ponowne zutylizowanie muszą wydać uprawnione organy. Spółka podjęła w tej sprawie działanie i dokłada wszelkich starań, by stało się to możliwie jak najszybciej" - taką identyczną odpowiedź, jak napisał Onet, przesłały PGZ i Nitro-Chem.
"Bardzo podobną" odpowiedź Onet otrzymał od resortu aktywów państwowych. "Należy jednak pamiętać, że obecnie pojemniki stanowią dowody w śledztwie prowadzonym przez prokuraturę. Ich utylizacja będzie więc możliwa po zakończeniu śledztwa lub też podjęciu odpowiednich decyzji przez prokuraturę" - zacytował je portal.
Oświadczenie w tej sprawie otrzymał od Nitro-Chemu także TVN24, którego reporter Wojciech Sidorowicz pytał o planowany termin rozpoczęcia utylizacji odpadów. W odpowiedzi nie wskazano jednak konkretnego terminu. "Spółka podejmuje przewidziane prawem działania, by możliwie jak najszybciej, za zgodą i wiedzą odpowiednich organów, doprowadzić do zneutralizowania odpadów, należących do spółki, które w wyniku przestępstwa popełnionego przez firmy zobowiązane do utylizacji tych odpadów, mogą stanowić obecnie zagrożenie dla osób postronnych. W tym zakresie jesteśmy jednak zobligowani postępować zgodnie z decyzjami i postanowieniami właściwych organów", napisano w oświadczeniu Nitro-Chem.
Prokuratura: odpady nie podlegają zabezpieczeniu
Portal przekazał, że Prokuratura Regionalna w Łodzi, która prowadzi śledztwo dotyczące "składowania lub zrzutu odpadów" w łącznie dziesięciu miejscach na terenie województwa mazowieckiego, przekazała, że w tej sprawie, a także innych tego rodzaju sprawach, odpady nie podlegają zabezpieczeniu. "Zgodnie z metodyką prowadzenia postępowań w sprawach, w których dochodzi do ujawnienia nielegalnych składowisk odpadów, miejsca takie i substancje podlegają w toku śledztwa oględzinom, w trakcie których należy ustalić liczbę (objętość) i rodzaj ujawnionych substancji (w tym celu pobierane są z udziałem biegłych oraz właściwych organów ochrony środowiska próbki ujawnionych substancji). Natomiast odpady te nie podlegają zabezpieczeniu dla potrzeb śledztwa, a inicjowane jest właściwe postępowanie administracyjne zmierzające do utylizacji ujawnionych odpadów" - zacytował Onet stanowisko prokuratury.
Rzecznik prokuratury: Nitro-Chem nie musi występować do prokuratury o zgodę na utylizację odpadów.
Rzecznik Prokuratury Regionalnej w Łodzi Krzysztof Bukowiecki również mówił w środę w rozmowie z reporterką TVN24 Katarzyną Pasikowską-Poczopko, że odpady nie są uznawane za dowody rzeczowe. Dopytywany, czy Nitro-Chem, który chciałby odebrać te odpady, żeby przekazać je do utylizacji, musi występować do prokuratury o zgodę, odparł, że "do prokuratury nie, natomiast musi to ustalić z posiadaczem nieruchomości władającym odpadami, czyli z właścicielem nieruchomości na terenie której te odpady się znajdują i ponieważ jest prowadzone zapewne postępowanie administracyjne w tej sprawie, z właściwym Inspektoratem Ochrony Środowiska".
Rzecznik Prokuratury Regionalnej w Łodzi: odpady nie są zabezpieczane, nie są uznawane za dowody rzeczoweTVN24. Również Prokuratura Regionalna w Katowicach, która prowadzi śledztwo między innymi w sprawie nielegalnego składowiska w Rogowcu w województwie łódzkim, na pytanie reporterki TVN24 odpowiedziała, że w "postępowaniu prowadzonym w tutejszej prokuraturze ujawnione na nielegalnych składowiskach odpady nie stanowią dowodów rzeczowych". "Nie ma żadnych przeszkód, aby je utylizować" - dodano.
Adwokat Wiktor Niemiec, który reprezentuje właścicielkę działki w Nowym Prażmowie Małgorzatę Wojnicką, powiedział w rozmowie z Onetem, że "nie ma żadnych informacji na ten temat, by odpady na nieruchomości jego mandantki zostały zajęte jako dowody rzeczowe". Również Wojciech Stańko, właściciel działki w Rojkowie, jak napisał Onet, przekazał, że odpady na jego działce "nie zostały zabezpieczone w żadnej sprawie". Potwierdzili to dziennikarze portalu, którzy 21 sierpnia wykonali tam fotografie.
Koszty utylizacji
Według biegłych, istnieje ryzyko pożaru odpadów lub też przedostania się ich do ziemi i wód.
Onet zaznaczył, że w sprawie chodzi o bardzo poważne pieniądze. Jak napisał, wiceminister aktywów państwowych Andrzej Śliwka przekazał, że według deklaracji Nitro-Chemu koszt utylizacji jednego pojemnika odpadów wynosi 4,5 tysiąca złotych. Według wyliczeń Onetu w trakcie trwania całego procederu ze spółki wywieziono 4-5 tysięcy ton tak zwanych wód czerwonych i wód żółtych. Portal zaznaczył, że nie wiadomo, ile z nich trafiło na nielegalne składowiska. Zaznaczył jednak, że w przypadku tysiąca ton daje to kwotę 4,5 miliona złotych. Jak podał Onet, to więc więcej niż dochód netto spółki za 2022 rok, który wyniósł 4,3 miliona złotych.
Zauważył, że w przypadku trafienia na nielegalne składowiska 5 tysięcy ton odpadów koszt utylizacji wzrósłby do 22,5 miliona złotych, czyli pięciokrotności rocznego dochodu Nitro-Chemu. Onet zaznaczył również, że cena utylizacji może wzrosnąć do 6 tysięcy złotych lub więcej za tonę, jeśli mamy do czynienia z odpadami składowanymi przez długi czas w złych warunkach.
Oświadczenie spółki Nitro-Chem po zapowiedzi ministra
10 sierpnia, po zapowiedzi Sasina, spółka Nitro-Chem w przesłanym do redakcji TVN24 oświadczeniu napisała, że "informacja podana przez ministra Jacka Sasina w mediach społecznościowych to potwierdzenie deklaracji, jakie wcześniej składał prezes spółki Nitro-Chem S.A., deklarując, że zaangażuje się ona w proces ponownej utylizacji odpadów, które pochodzą z produkcji spółki". Podkreślono w nim też, że "problem odpadów na nielegalnych składowiskach nie dotyczy wyłącznie Nitro-Chemu, bo zdecydowana większość zabezpieczonych tam pojemników należy do podmiotów z innych branż przemysłowych".
Spółka zaznaczyła, że "obecnie pojemniki stanowią dowody w toczących się postępowaniach i to od decyzji prokuratury zależy, czy i kiedy spółka będzie mogła rozpocząć działanie. Ponadto pojemniki te służą do wielokrotnego wykorzystania i z racji tego koniecznym jest każdorazowa weryfikacja zawartości, by poprzez zweryfikowane i uprawnione podmioty potwierdzić, że zawartość danego pojemnika to odpad poprodukcyjny pochodzący z produkcji Nitro-Chemu".
W połowie lipca Rafał Mendlik, pełniący obowiązki prezes spółki Nitro-Chem, z którym rozmawiał reporter TVN24 Mariusz Sidorkiewicz, zadeklarował, że - po otrzymaniu i potwierdzeniu informacji o tym, że zbiorniki z odpadami są ich - spółka usunie te pojemniki, choć nie ona je tam pozostawiła. Reporter TVN24 zwrócił mu wówczas uwagę, że mogą już zaczynać, gdyż prokuratura i dziennikarskie śledztwo TVN24 potwierdziły, że w mauserach znajdują się odpady z Nitro-Chemu. - Czyli rozumiem, zaczynamy w tym tygodniu? - dopytał go Sidorkiewicz. - Oczywiście - odpowiedział Mendlik.
W dniu 29 września 2023 r. na stronie https://www.przegladpiaseczynski.pl/artykul/10960,z-ostatniej-chwili-decyzja-podjeta?fbclid=IwAR3RTJeHHEOq1GATRNEQ0AnjB_7_iGdp8qbnjnO7Tnq92C004__tKgZqmpg został opublikowany artkuł Katarzyny Kowalskiej pt. "Z ostatniej chwili. Decyzja podjęta ws. toksycznych odpadów (przegladpiaseczynski.pl). Jest w nim napisane: Rada gminy Prażmów przyjęła uchwałę w sprawie odpadów niebezpiecznych, nielegalnie składowanych w Nowym Prażmowie. To oznacza wszczęcie przez wójta gminy postępowania na podstawie art. 26a ustawy – [Działania podejmowane w przypadku konieczności niezwłocznego usunięcia odpadów] Odpady.
Przyjęcie uchwały oznacza między innymi możliwość ogłoszenia przetargu na wywóz i utylizację toksycznych odpadów z Nowego Prażmowa. Według informacji przekazanych przez zainteresowanych sprawą mieszkańców gminy wójta Prażmowa Jan Adam Dąbek poinformował, że ogłoszenie przetargu nastąpi na przełomie października i listopada.
Podczas dzisiejszej sesji, rada gminy odrzuciła jednak uchwałę w sprawie zaciągnięcia pożyczki długoterminowej z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie. W tym przypadku wymagana była większość bezwzględna.
W artykule tej samej redaktor z dnia 2 października 2023 r. pt. "Porozumienie ze spółką Nitro-Chem jest, ale pożyczka odrzucona" opublikowanym na stronie https://www.przegladpiaseczynski.pl/artykul/10963,porozumienie-ze-spolka-nitro-chem-jest-ale-pozyczka-odrzucona?fbclid=IwAR0k8WET18D9QJAM66Tf1v1tgjo4NYaPA0vAgTfUM1qpZLWed8X9te3fpI0
jest napisane: Radni dali zielone światło wójtowi gminy Prażmów do podejmowania odpowiednich działań związanych z niebezpiecznymi odpadami w Nowym Prażmowie. Niestety nie wszystkie decyzje radnych zadowoliły mieszkańców.
Rada gminy Prażmów na ostatniej nadzwyczajnie zwołanej sesji przyjęła uchwałę w sprawie odpadów niebezpiecznych, nielegalnie składowanych w Nowym Prażmowie od 2020 roku. To oznacza wszczęcie przez wójta gminy postępowania na podstawie art. 26a.
Radni zgodni
Zanim, jednak doszło do głosowania, przeprowadzono dyskusję, czy istnieje konieczność wprowadzenia powyższej uchwały, która nakłada na wójta gminy obowiązek usunięcia i zagospodarowania odpadów niebezpiecznych zagrażających zdrowiu i życiu ludzi i środowisku. Mimo burzliwej dyskusji w tym przypadku większość radnych nie miała wątpliwości, iż trzeba zagłosować na tak.
Przyjęcie tej uchwały oznacza między innymi możliwość ogłoszenia przetargu na wywóz i utylizację toksycznych odpadów z Nowego Prażmowa. Według informacji przekazanych przez zainteresowanych sprawą mieszkańców gminy, wójt Jan Adam Dąbek poinformował, że ogłoszenie przetargu prawdopodobnie nastąpi na przełomie października i listopada.
Pomyślne negocjacje
Po głosowaniu wójt Jan Adam Dąbek, jak obiecał tydzień wcześniej przedstawił relację z negocjacji z Nitro-Chem w sprawie pokrycia kosztów utylizacji tych odpadów, które pochodzą od spółki.
– Wczoraj wieczorem oraz dzisiaj rano dostałem potwierdzenie, zamknąłem negocjacje z firmą Nitro-Chem. Podpisaliśmy porozumienie, na bazie którego za utylizacje odpadów należących do spółki zapłaci Nitro-Chem. Będą przyjeżdżały ich samochody i będą do swojego wykonawcy te odpady odwozić i utylizować – mówił wójt gminy.
Nie wiadomo dokładnie, ile z tych beczek należy do spółki Nitro-Chem, czy jest to 4 procent, czy na przykład 10. Dopiero po stopniowym usuwaniu tych pojemników z hali oraz posesji w Nowym Prażmowie będzie można to dokładnie określić.
Jednak, jak zauważył włodarz, mieszkańcy z całą pewnością nie zapłacą za odpady tej spółki.
Szukanie pieniędzy
Wójt Dąbek przestawił także, jak wyglądają rozmowy z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie i na co może liczyć gmina z ich strony.
– Rozmawialiśmy o różnych możliwościach, prosiliśmy o dodatkowe środki. Rozmowa bardzo sympatyczna i rzeczowa, jeśli chodzi o Pana prezesa, z dużym nastawieniem na pomoc. Oczywiście są tam przepisy wewnętrzne, więc takiej bezpośredniej obietnicy, że będziemy mogli uzyskać większą kwotę, nie ma. Niemniej jednak rozmawialiśmy także o lepszym rodzaju pożyczki oprócz dotacji. Sprawa nam się wyjaśni i będziemy w najbliższym czasie przygotowywać dodatkowe dokumenty. Mamy obiecane finansowanie w formie pożyczki tak zwanej odwróconej, czyli umorzenie na koniec 30 procent od kwoty 13 milionów – mówił Jan Adam Dąbek.
Radni nie chcą pożyczki
Podczas drugiego głosowania nad uchwałę w sprawie zaciągnięcia pożyczki długoterminowej z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie, radni już nie byli tacy zgodni. Uchwała nie została przyjęta. W tym przypadku wymagana była większość bezwzględna.
Łącznie potrzeba na wywiezienie niebezpiecznych odpadów z Nowego Prażmowa 21 milionów 640 tysięcy złotych. Gmina może liczyć na częściowe finansowanie z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie w kwocie 8 milionów 640 tysięcy złotych w formie dotacji. Resztę miała właśnie pokryć pożyczka z WFOŚiGW w Warszawie.
Czy wójt podda jeszcze raz pod głosowanie odrzuconą uchwałę? Mieszkańcy z całą pewnością na to liczą, ponieważ jak większość z nich twierdzi nie ma na co czekać.
Informatorzy naszej Redakcji przekazali naszym reporterom informacje o wielu innych nielegalnych składowiskach substancji niebezpiecznych dla ludzkiego życia i zdrowia oraz środowiska, przy akceptacji osób pełniących wysokie funkcje państwowe. Tematy te są na tyle niebezpieczne, że w trosce o bezpieczeństwo naszych redaktorów postanowiliśmy nie zagłębiać się w nie. Nadmiar wiedzy potrafi być zabójczy. Młodym Czytelnikom mającym siłę na zaklimatyzowanie się w innych państwach sugerujemy wybór takiego, w którym przywódcy nie są wrogo nastawione do Polaków. i własnych obywateli. Niestety, nie możemy tego powiedzieć o III RP, która w ocenie redaktora naczelnego prowadzi politykę nacelowaną na zniszczenie Narodu Polskiego. Na czyje zlecenie? Komu w 1989 roku Rosjanie przekazali Polskę? Co to jest menora i czy syjoniści uważają ją za swój symbol? Co łączy nieudany projekt Judeopolonii z udanym i realizowanym projektem Polin?
_______________________________________________________________________
Jeżeli niniejszy artykuł spodobał się Tobie, odwdzięcz się poprzez wpłatę dowolnej kwoty na paypal lub nr rachunku bankowego autora podany w nagłówku niniejszej strony internetowej.
Comments